Obudziłam się szczęśliwa, tak bo szczęście to brak nieszczęścia, to jak się obudzisz obok kogoś kochanego i jak czujesz się kochana. Na dzień dobry róże i perfumy. Zapach obłędny. Nawet nie muszę robić podsumowania, bo i po co. Zdrowie, szczęście i miłość mnie otacza, więc czego chcieć więcej. Mój mąż nie widzi jak mija czas na mojej twarzy, to nie jest ważne. Kawa pachnie, leniwy poranek, niebo pochmurne i myśli durne. Mężuś zabrał mnie do pasmanterii Rumento, cała wyprawa, czuję się jak Alicja w krainie czarów, która zaraz wejdzie za lustro, a tam włóczki, motki, guziki, szydełka. Te wszystkie czary-mary, szukam, wybieram, a mąż cierpliwie patrzy na moją radość, zachęca, wybiera, szuka szydełek. Moja mina-bezcenna. Po godzinie mam 3,4 kg włóczki, 1000 pomysłów, 2000 wizji swetrów, 100 guzików, 5 szydełek i trzeba wracać za lustro. To był piękny czas, spędzony z mężem w pasmanterii. Niemożliwe, a jednak. Potem 100 życzeń, od syna, przyszłej synowej, znajomych i nieznajomych na FB, dzień wyjątkowy, a ja mam torbę pełną cudowności. Rozmowy, życzenia, kolacja, mój mąż, który słucha zwierzeń, cierpliwie, powoli. Nie muszę niczego udowadniać, podsumowywać, po prostu jestem, jestem kochana, jestem bezpieczna, może nieco starsza, ale to nie ma znaczenia.
Dodatkowo mąż zaprojektował i zrobił dla mnie "moteczkowy" kubek do kawki. Już dosyć tych słodkości. Życzę każdemu takich urodzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz