piątek, 30 września 2016

Miła wizyta i nieoczekiwana sesja.

Dzisiaj spotkałam mnie miła niespodzianka. Odwiedziła mnie koleżanka od szydełka i dosłownie zachwyciła się moim bordowy ogonowcem. Od razu dałam jej wzór oferując pomoc przy robótce. Powiedziała, ze koniecznie muszę mieć zdjęcie tego swetra i zrobiła mi sesję. Było mi bardzo miło od tych komplementów i mam nadzieję, ze zaraziłam ją tym projektem. Lubię takie rozmowy z bratnią duszą.
Marzy mi się beret do tego i będzie komplet jak marzenie.
Zamieszczam wzorek, jedna a Was prosiła.


czwartek, 29 września 2016

Urządzania ciąg dalszy i znalezione skarby

Nadal się urządzam. Trwa to, bo w końcu mam czas i wszystko w jednym miejscu mam. Ponadto ku mojej radości znajduję ciągle jakieś "skarby" zrobione kiedyś tam i zapomniane.
Mitenki robiłam chyba w 2011 roku jak dobrze pamiętam. Będą mi pasować do mojego płaszczo-swetra.


Z pewnością będę nosić tej jesieni. Ciągle przekładam i układam wszystko po kolei. Znalazłam też koronki na półki robione chyba w 2008 roku i też zapomniane.
Teraz pasują i cieszą oko. Sukienka przybywa, rękawy prawie już niewiele.


Mam w planie zrobić do niej beret. Będzie komplet - sweter, sukienka i beret. Znalazłam ponczo, które zaczęłam w zeszłym roku, takie jesienne, takie na teraz. Poszło na półkę "Do skończenia"
Nie wiem, co to za wada z tyn niedokańczaniem robót, denerwuje mnie to, bo mam tego całe reklamówki. Muszę to wszystko dać do jednego pudła i napisać "Dokończyć!"
Jak tu dokończyć, jak w około kuszą nowe projekty, dziewczyny wystawiają, szale, chusty, płaszcze, swetry, berety, kominy, a człowiek ogląda i pod czaszką się gotuje od pomysłów. Szybkie skanowanie zasobów i już wiadomo, co z czego i dlaczego. A hałda nieskończonych skarbów rośnie. Na nic postanowienia, że nic nowego nie zaczynam, to działa góra 2 dni, a potem od nowa.

niedziela, 25 września 2016

Rewolucja i nowa pracownia.

Spełniło się moje marzenie o własnej pracowni, z wszystkimi włoczkami, akcesoriami w jednym miejscu. I mam, urządzam od wczoraj, jestem w siódmym, a może nawet w ósmym niebie. To cudowne i komfortowe mieć takie miejsce, magiczne, w którym czujesz się jak Alicja w krainie czarów, a raczej Elżbieta wśród klamotów. Tu mam całe moje życie w pigułce, zdjęcia, pamiątki, stare guziki, kosze, koszyczki i kwiaty. Mam też obraz haftowany bardzo stary - 1965 rok, starszy ode mnie. Dotąd nie miałam gdzie go powiesić, teraz piastuje honorowe miejsce. Kwestia mebli nie jest ostateczna, sytuacja się zmienia. Jeszcze z pewnością przemebluję to i owo. Na razie cieszę się. Mam i biurko - stanowisko dowodzenia. I stół, musi być, do maszyny do szycia, hafciarki bądź robienia kartek.



I moja magiczna szafa, stara jak świat, ale mam w niej wszystkie włóczki i akcesoria. Jeszcze chaos, jeszcze wszystko nie na swoim miejscu, ale już blisko. Obiecałam zdjęcia sukienki, jest postęp.


Na razie czasu brak na dokończenie, choć zostało jeszcze sporo. Może dzsiaj się uda.


piątek, 23 września 2016

Cuda za grosze, czyli kupiłam czas.

Lubię ciucholandy, wcale się tego nie wstydzę. Są tam rzeczy naprawdę unikatowe i oryginalne. Mam ich sporo, praktycznie tylko tam ciuchy kupuję. Od czasu do czasu robimy sobie wycieczkę, taka całodniową do takiego sklepu, wieeeelkiego sklepu w Bytomiu. Jest co "zwiedzać", a upolować można cuda za grosze.
Zawsze oglądam swetry, mimo, że robię sama, to chętnie kupuję. Wtedy liczę, ile czasu zajmuje zrobienie takiego swetra i ile jestem do przodu. Czyli tak jakbym kupiła sobie czas. Te sklepy mają klimat i naprawdę można stworzyć niepowtarzalne kreacje. Ostatnio wpadłam na pomysł, by kupując trzymać się jednej, góra dwóch tonacji kolorystycznej, tak by wszystko w miarę współgrało ze sobą. Ostatnio upolowane:


A moja sukienka powoli przybywa, nie mam kiedy zdjęcia zrobić, bo manekin Elizabeth ciągle zajęta. Ale obiecuję, że dzisiaj zrobię sesję.
Przeglądając internet natrafiłam na taka bluzeczkę, bardzo mi sie podoba, coś w klimatach tego co kupiłam.




Może kiedyś sobie zrobię, jak "kupię" więcej czasu.


wtorek, 20 września 2016

Nowy sezon nowe wyzwania!

I koniec wakacji, choć dla mnie był cudowny. Wymarzony wyjazd już niestety przeszedł do wspomnień. To dla mnie czas wyjątkowy, jak wielkie święto, gdzie jedziemy razem, w podróży śmiejemy się, rozmawiamy i mamy siebie tylko dla siebie. Z dala od zgiełku codziennych monotonnych czynności. Uwielbiam pakowanie i całą tą otoczkę planowania wyjazdu. Moja ukochana Gdynia. Jest w tym mieście jakaś magia, może przez opowiadania mojej babci, która też tam jeździła. Te opowieści dopiero teraz rozumiem jeżdżąc tam.



Obowiązkowo zaczynamy wypoczynek od Tawerny Orłowskiej, w której jest niesamowity dorsz zapiekany z musztardą francuską i mozzarellą, obowiązkowo mule w garnuszku i piwo z miejscowego browaru.
Z tarasu widok na morze, dookoła fruwają mewy, a magia zaczyna się wieczorem. W Domku Żeromskiego zawsze w koszu plażowym pijemy kawę i jemy szarlotkę na ciepło. Leniwe minuty pełne romantyzmu, ciepła i czułości. Ładujemy akumulatory, pozbywamy się napięcia i stresu, nigdzie się nie spieszymy. Uwielbiam ten czas. Ale niestety szybko trzeba wracać, rzeczywistość wzywa.
Nowy sezon zaczęty, nowe zamówienia, nowe wyzwania.
Karty na urodziny robię już teraz bez przerwy, reklama idzie od klienta do klienta, taka szeptana, a taka jest najlepsza.
Ale nie zapomniałam o robótkach. Zrobię dzisiaj zdjęcie mojej sukienki, która już przypomina sukienkę.
A do sukienki chciałam sobie kupić tylko korale. "Tylko", tak jak "prawie" robi wielką różnicę.