poniedziałek, 31 października 2016

Nastrojowo ...

Moja pracownia się zmienia, codziennie coś zmieniam. Nie mogę się nacieszyć swoim miejscem, siadam, piję kawę ze sweterkowego kubeczka, patrzę i cieszę oczy. Przestawiam, przekładam. Delektuję się nie spiesząc się.
Koronki stare jak świat, już nawet nie wiem czy po babci czy cioci. Rękawiczki z nici jak relikwie wiszą sobie. W końcu mogłam to wszystko wyjąć z pudeł i worów. Moja magiczna szafa pełna skarbów.

Na szafie napisy ze styropianu mąż mi zrobił, no i oczywiście siedzi Tilda w zrobionym przeze mnie ubranku. Stara lampa na świeczki pomalowana przeze mnie na biało. Nie lubię wyrzucać rzeczy, lampa jest prezentem od syna na 40 urodziny.
Mam miejsce do pracy, mam biurko na laptop. Oswoiłam męskie miejsce, bo przedtem była pracownia męża. To moje miejsce jak druga strona lustra, choć ja Elżbieta a nie Alicja. Biorę szydełko i może coś jeszcze pokażę dzisiaj.
Dwie godziny później...  Mówiłam, że coś jeszcze pokażę. Na szybko serducha i gwiazdki z koralikami drewnianymi.

Nie będę robić nowego posta, tylko dopiszę do wczorajszego. Dzisiaj refleksyjnie, wspominkowo, smutno. Patrzę na fotografie rodziców, babci, dziadka, nie ma ich wśród nas, bardzo brak, a nic nie jest w stanie wypełnić pustki. Co bym dała, żeby przytulić się do mamy, żeby pogładziła mnie po głowie, to się nie wróci, niestety.
Żeby nie myśleć wzięłam się za robotę. Groby objechaliśmy wcześniej, zawsze tak robimy, zeby się ni pchać w oko cyklonu. Dzisiaj zszywam sweter z elementów. Cały dzień zszywam i końca nie widać.
Jeszcze zrobić 4 połówki po bokach i zabrać się za rękawy. Ciekawa jestem efektu, na razie mi sie podoba.


niedziela, 30 października 2016

Leniwie, cudnie, niedzielnie ;)

Uwielbiam niedziele, rano w łóżku kawusia i rozmyślania co dzisiaj robić. Śniadanko, obiadek i cała reszta dnia dla mnie. Sweter z elementów zaczyna nabierać kształtów. Dzisiaj muszę pozszywać i dorobić resztę.
Chciałam uzyskać efekt cieniowania od czarnego do białego, nie wiem na ile mi się uda.
Dodatkowo wzięło mnie na choinki z włóczki. Dziewczyny na FB zaczęły robić świąteczne odzdoby, więc mi się udzieliło.

Na tym nie koniec, jest jeszcze czerwona.
Maja jakiś taki nienazwany urok przytulności i miękkości, takie rustykalne, zwykłe ale magiczne.
Mam jeszcze zamiar zrobić osłonki na lampiony na świeczki. Mam ich kilka po musztardzie z Biedronki. Pomysłów cała masa, a jeszcze robię czerwony z kwadrata. Rzeczywiście ADHD robótkowe, ale tak mam, że robię kilka na raz.
Miłej niedzieli wszystkim życzę.



poniedziałek, 24 października 2016

Melancholia

Taki dziwny to czas przed Świętem Zmarłych, nachodzą refleksje i ogarnia mnie taka melancholia. Niby wszystko jest dobrze, jestem szczęśliwa, wszyscy zdrowi, a jednak ... Nie potrafię tego nazwać, jak dziwne to uczucie. Myślę o tych, których nie ma wśród nas. Jacy byliby teraz? Bardzo mi ich brak. Mama, tato, babcia i inni bardziej lub mniej ważni. Taki stan trzyma mnie do dnia zadusznych.
Staram się nie myśleć i zająć czymś, wtedy tak się nie myśli.
Ponczo kwiatowe na finiszu. Dało mi popalić. Jak zaczęłam łączyć przód z tyłem, to dziwne dziury zaczęły mi się robić a kwiaty przestały pasować do siebie. Musiałam po bokach odpruć po 3 kwiatki. Potem połączyć je już igłą. Masakra, myślałam, że nie skończę. Zostało mi tylko nitki poobcinać i coś zrobić wokół szyi. Nie wiem co jeszcze, ale pewnie mnie najdzie.


Wczoraj było pięknie, słonecznie, ciepło. Mąż namówił mnie na spacer do lasu. Było magicznie, kolorowo, cały las spowity słońcem.
A dzisiaj znów odwiedziła mnie Jola. i oczywiście znów sesja-obsesja. Tym razem stary kołowiec, nie był na żywca fotografowany.
A kolorystyka stylizcji wzięła się od tych kolczyków. Kupiłam je, podobały mi się, ale za cholerę nie wiedziałam do czego je założyć. Teraz już wiem. mariaż czerwieni z fioletem uważam za udany.
Beret nieskończony, a już kusi mnie to i owo, ale to już temat na całkiem inną opowieść. 



wtorek, 18 października 2016

Szydełkowe ADHD

Tak dokładnie, robię kwiatki, chcę robić elementy do swetra, robię elementy, chcę kończyć beret. Mam dość już samej siebie. Ponczo na finiszu.
Sweter z elementów w trakcie projektowania. Nie wiem jeszcze czy czarny na dole, czy biały, jak to będzie wyglądało. Zrobienie po 1 elemencie nic mi nie dało.
Mam dylemat jak Madzia Karwowska w Czterdziestolatku, czy dół do góry, czy góra do dołu. Ot tak myślę o niedzieli. Żeby się tylko nie skończyło jak z indykiem. A beret leży i co mam powiedzieć? Sory naleśnik.


sobota, 15 października 2016

Dzieje się...!

Tak szybko te dni mijają, poniedziałek i piątek. A tyle jest do zrobienia. Ciągle znajduje swoje stare dziergadełka. I bardzo się cieszę, sama nie wierzę, ze to zrobiłam. Serweta z elementów, nawet nie wiem kiedy zrobiłam, ale chyba w 2003 roku. Zielona serweta na stolik ze snehurki przydała się diś bardzo, po sobotnich porządkach zagościła na stoliku wraz z ostatnimi różami z ogrodu. Wazon kultowy, kryształowy pamiątka po mamie.

Ponczo kwiatowe rośnie, mam nadzieję, że szybko je skończę.
Znalazłam stare osłonki na doniczki, w sam raz koszyczki na robótki.
Lubię wiklinowe dodatki, są takie rustykalne, przytulne. Nie wiem czy modne. Niedawno w sieci pojawił się sweter z elementów, w oryginale był sukienką, ale dziewczyna zrobiła z nich sweter. Urzekł mnie i przez kilka dni myślę o nim.
Szybka inwentaryzacja włóczek z czego by tu zrobić. No tak, kwiatki leżą, beret już kwiczy, jak cała reszta nieskończonych rzeczy. Pomyślałam o czarnym, stalowym i białym.
Taka luźna próbka, ale wygląda nieźle. Zobaczę jeszcze.




czwartek, 13 października 2016

Sesja czy obsesja?

Fotografowanie i nasze z Jolą spotkania weszły nam w krew. Dzisiaj mnie znów odwiedziła, było mi bardzo miło, bo dzisiaj ma urodziny. Sprezentowałam jej kartę, którą sama zrobiłam. No i oczywiście była sesja. A może już obsesja?
Wczoraj zaczęłam beret, ale robótka jest dość wiotka i wygląda jak naleśnik, boję się jak będzie się układał.

Nie zdążyłam na dzisiejszą sesję niestety, ale nie można mieć wszystkiego naraz. Już dopadł mnie szał kartek świątecznych, łeb mi pęka od pomysłów. 

Oczywiście muszą być całkiem inne niż w zeszłym roku. Nie wszystkie sfotografowałam, jutro ciąg dalszy.



środa, 12 października 2016

Pracownia - rzecz ciągle niedokończona.

Ciągle coś w mojej pracowni zmieniam. Denerwuje mnie zielony kolor ścian, ale na razie malować nie będę. Mam trochę strych serwet i koronek i chcę je jakoś wyeksponować. Są białe albo beżowe w rustykalnym stylu. Jedna jest jak rama od obrazu i tak też chciałam zrobić. Ale póki co mam inne prace. Porządkuję stare zdjęcia i rzeczy w pudłach. Pamiątki po cioci, babci, mamie. Naszła mnie nostalgia, 10 października były urodziny mamy, skończyłaby 70 lat. Tak bardzo mi jej brak, a co dziwne wciąż w telefonie mam jej numer, a minęło już 9 lat. Tyle jej nie powiedziałam, tyle jej nie przytuliłam, patrzę na zdjęcia i żal straszny mnie dopada. Pogoda psychodeliczna więc potęguje melancholię.



Chciałam ocieplić trochę wnętrze. Wczoraj zrobiłam 5 kwiatków. jeszcze sporo do zrobienia, doszłam do ramion, teraz będę zmniejszać ilość w rzędzie i robić podkrój szyi. Zastanawiam się jak i czy obrobić potem całość, czy frędzle, czy farfocle z łańcuszka, jakim kolorem. Same niewiadome. Weno, wenecjo przybywaj.

wtorek, 11 października 2016

Kwiaty jesienią

Turkusowe kwiatki omamiły mnie zupełnie. Na chwilę obecną mam już 2 połowy poncza do ramion.


W niedzielę rozłożyłam majdan przy kominku, nie ma nic cudowniejszego, niż robótki przy kominku.
Znalazłam moje mitenki turkusowe w skarbach znalezionych. Ach jak się przydadzą.
Robiłam je jakieś 5 lat temu chyba. Jak tak mi pójdzie z tym ponczem to go skończę w tym tygodniu. Już myślę o kwiatkach w kolorach fioletu i jesieni. I znów moje plany by pokończyć zaczęte rzeczy wzięły w łeb.


piątek, 7 października 2016

Sukienka skończona.

Jeszcze ciepła, wisi dumnie na manekinie. Tyle pracy, ale myślę, że warto. Kasiu z Szydełkowej Pasji już skończona.

Wypieszczona, niteczki poucinane. Siedzę i patrzę, ale nie tak bezczynnie. To tak a propos kwiatków na przekór jesieni.
Dopisuję już na drugi dzień. Wczoraj zrobiłam tyle:
Jeszcze nie wiem, czy szal będzie czy ponczo.
A wczoraj znów odwiedziła mnie Jola i znów sesja była.
Dobrze czasem pogadać z kimś "robótkowo". Ale wzięły mnie te turkusy!



Robię, pruję, piekę, gotuję.

Jak zwykle nie narzekam na nudę. Zajęć sporo. Sukienka prawie na ukończeniu, zostało przyszyć rozetki.
A w tak zwanym międzyczasie zachciało mi się domowego pasztetu i krokietów. Dobrze, ze mam szybkowar, to mięsko udusiło się w godzinkę. Robię dużą porcję, bo na pasztet i krokiety. Wychodzą 2 foremki pasztetu i 14 krokietów.

Połowę krokietów zamroziłam, potem tylko po odmrożeniu panierka i smażę, smakują jak świeże.
Dzisiaj słonecznie, ale zimno, więc na przekór jesieni zachciało mi się kwiatków. Mam mnóstwo resztek włóczki, zalegają pudła i nie wiadomo, co z nimi zrobić. A można wykorzystać do świetnych projektów. Cieszą oko, poprawiają humor.

Zaletą takich projektów jest to, ze potem pasują praktycznie do wszystkiego, jeśli są kolorowe. Uwielbiam kolory. Miałam pokończyć stare rzeczy, wiem, mea culpa, ale nie mogę się opanować po tym monotonnym bordo. Mam nadzieję, ze przez weekend przyszyję rozetki i w poniedziałek premiera sukienki.



poniedziałek, 3 października 2016

Jesiennie, refleksyjnie i nastrojowo.

Dzisiaj to już prawdziwa jesień, choć w sobotę było cudnie. Łapaliśmy te ostatnie promyki zachłannie jakby już tęskniąc za wiosną. Kot też już wie, że to ostatni plażing.


 Idzie nieuniknione, jesień potem zima. Niedługo zacznie się palenie w kominku, oj nie ma nic cudniejszego od kawy, robótki i płonącego kominka.
Sukienka kończy sie powoli i mnie już wykańcza, dłuży mi się niemiłosiernie.

Dziś mam nieco więcej, może skończę te rękawy. Już myślę o berecie, a przecież obiecałam poprawić się i więcej nie grzeszyć i skończyć stare robótki.
Dziś wzięło mnie na gotowanie i pieczenie. Upiekłam chleb z samych ziaren, już kiedyś piekłam taki, ale z tej mieszanki jest pyszny, czarnuszka podkręca smak.
Mało tego, zatęskniłam do smaków dzieciństwa i zrobiłam blok czekoladowy. Kto pamięta? Z ohydnej margaryny w waflami, bo nic innego nie było. Mój  jest na bogato, na masełku, z dodatkiem bakalii, żurawiny i herbatników czekoladowych. Przepis jest z bloga: www.domowe-wypieki.pl

Składniki:
  • ½ szklanki mleka
  • ¾ szklanki cukru (oryginał: 1,5 szklanki) - ja dałam szklankę
  • 4 łyżki kakao
  • 250g masła, margaryny lub masła roślinnego (polecam masło) - ja dałam 200 g
  • 2 szklanki mleka w proszku
  • ewentualnie kilka kropli aromatu waniliowego, migdałowego, rumowego albo pomarańczowego
dodatkowo:
  • herbatniki, wafle, bakalie np.: rodzynki, żurawina, posiekane orzechy, migdały, kandyzowane owoce (w wersji bezglutenowej proszę wybrać herbatniki lub wafelki bezglutenowe)

Sposób przygotowania:
  1. Mleko, cukier, masło i kakao przełożyć do garnka i podgrzewać na małej mocy palnika, aż składniki się połączą. (Nie doprowadzić do zagotowania).
  2. Ściągnąć garnek z pieca i miksując lub szybko mieszając trzepaczką dodać stopniowo mleko w proszku. Mieszać do otrzymania jednolitej masy. Dodać ewentualnie wybrany aromat. Na końcu wmieszać łyżką drewnianą połamane na małe kawałki herbatniki lub wafle i bakalie.
  3. Masę wyłożyć do formy keksowej wyłożonej papierem do pieczenia, wyrównać łyżką i wstawić do lodówki do stężenia na parę godzin.
  4. Gotowy blok kroić na nieduże kawałki.
Smacznego.

Już stygnie, gar wylizałam i jest pyssssznie! Lecę do robótek.