środa, 14 października 2015

Sama nie wierzę, ze to zrobiłam.

Nie uwierzycie, ale robiąc narzutkę-otulacz cały czas prześladowała mnie myśl, że coś nie tak. Robótka była twarda, jakby szydełko było za małe. Ja jak przymierzałam, czułam się nie jak otulona narzutką tylko jak żółw ze skorupą na plecach. Nie wiele myśląc przedwczoraj zaczęłam na nowo. Wariactwo, szaleństwo, byłam zła, wściekła, bo niedługo bym skończyła. Zamiast końca jest początek.Zamiast premiery poprawka.
Teram robótka jest miękka, szydełko nr 5 robi swoje, a dziury są większe. Robię dalej. A dzisiaj premiera kwadratowca z babcinych kwadratów. Zimno, więc chętnie przytulę całe mnóstwo cieplutkich kwadratów.

Mąż zrobił fotę, już się przyzwyczaił, że premiera ma swoją fotę. Dziwnie się na mnie patrzyli ludzie, dobrze, że nie założyłam kapelusza, mogliby mnie zamknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz